Kiedy w czerwcu 2011 w przeddzień Bożego Ciała ruszałam do schroniska w Celestynowie nie miałam pojęcia, jak ta wizyta zmieni moje życie.
Schronisko znałam tylko to na Paluchu i sprzed ponad 20 lat, kiedy adoptowałam pierwszego psa - Misia. Pies po przeżyciach, czarny i powiedziałoby się pospolity "burek" okazał się cudownym kompanem dla mnie i mojej córki na kilka kolejnych lat. Nie bałam się więc adopcji, to była potrzeba serca.
Miejsce było dość przypadkowe, ogłoszenie znalezione w Internecie, ruszyłyśmy, by zrobić rekonesans, szukając młodej suni w typie owczarka - do domu z wybiegiem. Kiedy przyjechałyśmy do Celestynowa okazało się, że ta znaleziona sunia w ogłoszeniach z internetu już znalazła dom. Zgodziłyśmy się przyjrzeć się innym psiakom przebywającym w schronisku. To był czas, kiedy psy o pewnej porze były wypuszczane na luz i pamiętam brnęłyśmy poprzez dywan zaciekawionych, dotykających nas mokrych nosów, aż zobaczyłyśmy Ją!
Nazywała się Nuka i od pierwszego wejrzenia zaskoczyło! Mieszanka żółtej bokserki swoim powitaniem podbiła w sekundę nasze serca i po krótkiej naradzie rodzinnej kilkanaście minut później siedziała już w naszym aucie. Po kąpieli i zakupie dopasowanej obroży i nadaniu jej imienia Luna - kilka godzin później jechała z nami na działkę na Mazury na długi weekend świąteczny.
Z perspektywy czasu mogłoby się to wydawać posunięciem ryzykownym - bo pies zmieniał otoczenie, mógł być zestresowany, mógł sprawiać kłopoty... mógł, ale Luna zachowała się wspaniale: jazda samochodem okazała się jej żywiołem, ufała nam w każdej kwestii, pięknie się witała z ludźmi, psami, dziećmi. Kiedy się okazało, że potrafi podstawowe komendy: Siad! Waruj Do mnie!, a do tego pięknie chodzi przy nodze, bardzo mnie zaciekawiło, jak to możliwe, aby pies ze schroniska potrafił tak wiele. Jak się okazało Luna uczestniczyła w programie edukacyjnym "Fajny Pies ale Bezdomny" prowadzonym przez Ewelinę Eggert z Dogmasters i pracowała z wolontariuszami schroniska na sobotnich spacerach. W takim kilkutygodniowym programie brało udział kilkadziesiąt psów z Celestynowa, Palucha i jeszcze kilku schronisk.
Wiedziałam już, że adoptowałam idealnego psa! Luśka była bezproblemowa i (jedyna przeszkoda, jaką szybko przeskoczyliśmy było nauczenie jej jedzenia suchej karmy dla psów, nie jadła tego wcześniej, nie znała, nie kojarzyło jej się to z jedzeniem). No i była bezgranicznie w nas wpatrzona. Mogłam z nią podróżować, potrafiła zachować się bezbłędnie w każdej sytuacji. Jej kilkumiesięczne doświadczenia ze schroniska i to czego wcześniej zaznała od człowieka (Luna ma głęboką szramę na karku od rany najprawdopodobniej od sznura, łańcucha czy innego uwiązania) nie zmieniło jej radości i ufności.
To wszystko sprawiło, że pod koniec lata 2011 zapragnęłam adoptować koleżankę dla Luny.
To co było dalej, wykroczyło poza kolejną zwykłą adopcję... zmiana już na mnie czekała... Ale o tym napiszę w kolejnej części...
Autor: Beata Koziarska